Aktualności
Rok futbolowego szaleństwa – w biało-niebieskich barwach

Rok 2022 kończył się inaczej niż zazwyczaj. Po raz pierwszy futbolowa gorączka opanowała świat na przełomie listopada i grudnia, a jego uwieńczeniem było szaleństwo jakiego w erze mediów społecznościowych nie mieliśmy jeszcze okazji oglądać na żywo. Futbol zwyciężył. Wbrew postępującej komercjalizacji życia, nowych rozrywek, form spędzania wolnego czasu wcale nie umiera, a wręcz rozkwita.

 
Po dwóch latach restrykcji covidowych, w obecnym roku nawarstwiły się kolejne problemy. Najpierw wybuch wojny za naszą wschodnią granicą, następnie postępująca inflacja, kryzys gospodarczy w wielu krajach. Jest jednak coś co sprawia, że odrywamy się od codzienności, a całe narody jednoczą się we wspólnocie. To daje nam futbol. Kibice w poszczególnych krajach wracali na trybuny stadionów, pod koniec roku nawet ci w Chinach. Ruch ultras odżył w całej Europie, nawet tam gdzie rzadko mieliśmy do czynienia z pokazami pirotechnicznymi jak np. w Szkocji. Głód futbolu widać chociażby po wynikach ligowych frekwencji. W obecnym sezonie Premier League w Anglii dobija ona do historycznego progu, jeszcze nie osiągniętego wcześniej – 40 tys. widzów na mecz, na rekordowej drodze jest także liga francuska – niemal 24 tys. Na razie notujemy najlepszą od 20 lat frekwencję w lidze włoskiej – ponad 29 tys. widzów na mecz. Wciąż liderem pozostaje Bundesliga z wynikiem ponad 42 tys. Dobrze także wygląda liczba widzów w lidze hiszpańskiej (29 tys.). Są rekordowe wyniki w mniejszych ligach np. szwajcarskiej ponad 13 tys, duńskiej 9,6 tys. Nam jeszcze daleko do najlepszych lat, ale też nasza piłka jest w nieco innym miejscu niż w latach 70. Na tą chwilę mecze ekstraklasy średnio ogląda 9,3 tys. widzów. Oddanie do użytku kolejnych stadionów i ewentualny awans klubów dysponujących odpowiednią bazą w I lidze daje nadzieje przekroczenia progu 10 tys. – co nie udało się od 1986 roku. Oczywiście nie może wszędzie być wspaniale. Liga ukraińska upada już od paru lat, obecnie nie może w ogóle rozgrywać meczów w normalnych warunkach, duże spadki zanotowała liga rosyjska.

 
Gdy Florentino Perez przedstawiając pomysł powołania Super Ligi podawał argument, że futbol traci młodych fanów nie miał do końca racji. Nie możemy spoglądać na świat tylko przez pryzmat najbogatszej i rozleniwionej, zagłębionej w świecie wirtualnym jego części. To co działo się podczas minionego mundialu pokazuje, że świat na punkcie piłki szaleje, bardziej niż bogata Europa Zachodnia. W naszej części świata gospodarz turnieju wywoływał negatywne emocje, dlatego też Europejczyków było na nim stosunkowo niewielu. Za to Katar zalali fani z Argentyny, Meksyku, Brazylii, Arabii Saudyjskiej, Iranu, Maroko, Tunezji i wielu innych krajów, których drużyn nawet na nim nie było z Hindusami na czele. Wystarczy przytoczyć badania dotyczące zainteresowania oglądaniem piłkarskich mistrzostw świata. Wśród badanych 34. krajów Emiraty, Indie, Indonezja, kraje latynoskie, nawet Chiny, Tajlandia czy Malezja wyprzedzają państwa europejskie i to w wielu przypadkach zdecydowanie. Wartości dochodzące do 80% są imponujące. Na tle Europy Polska wypada bardzo dobrze.

 
Inne badanie obejmowało 17 krajów. Mamy przykład w jakim stopniu fani sportu są zainteresowani Mistrzostwami Świata w piłce nożnej. Tutaj również wartości z krajów Ameryki Południowej i Azji są imponujące.

 

Fanatycy mogli wrócić na trybuny także poza Europą. W Brazylii w Serie A frekwencja wyniosła 21,5 tys. widzów na mecz, mimo że cztery duże kluby grały ligę niżej. W USA w 28. zespołwej lidze MLS lekko powyżej 21 tys. Nieco niżej znalazł się Meksyk, gdzie jeszcze nie wszystko wróciło do normy, ale i tak było to 19 tys. widzów na mecz (norma to ok. 25 tys.). Odżyły trybuny w Azji. W Indonezji aż za bardzo, kiedy podczas awantur po derbach Arema – Persebaya zginęło niemal 130 osób. Podobnie było w Afryce. Fani z Maroka po niemal dwóch latach wrócili z wielkim hukiem prezentując na meczach wiele opraw, doprowadzając już do paru zadym… ligowy fanatyzm przeniósł się na czas Mundialu, podczas którego świat usłyszał marokański doping i zobaczył wielkie oddanie dla narodu na boisku.

 

Ligowa codzienność raz na 4 lata, w ciągu miesiąca schodzi na drugi plan. Nie ma nic ważniejszego niż Mistrzostwa Świata. Pomimo początkowych obaw już pierwsze mecze je rozwiały. Na samym początku w Arabii Saudyjskiej zapanowała ogromna euforia po zwycięstwie nad Argentyną – ogłoszono święto narodowe. Za chwile mieliśmy kolejne niespodzianki – wygrane Japonii z Niemcami i Hiszpanią, awans Australii eliminującej Danię czy horrory, po których awansowała Korea Południowa kosztem Urugwaju. Jedynie gospodarz turnieju Katar przeszedł niezauważony, jakby obok turnieju. Wszystkie inne drużyny walczyły, nawet Kanada, która była totalnym kopciuszkiem, wracając na mundial po 36 latach zaimponowała grą przeciw Belgii, która sama musiała uznać wyższość w grupie Maroka i Chorwacji. Wprawdzie razem z Katarem wyjechali bez punktu, jednak futbol w Kanadzie się odbudowuje, a młoda drużyna jest perspektywiczna. Sam fakt, że podobnie jak w USA piłka nożna staje się najpopularniejszym sportem amatorskim daje wiele do myślenia. Do tej pory sukcesy osiągały kobiety, jednak za 4 lata możemy zobaczyć zupełnie inne oblicze trzech gospodarzy – USA, Meksyku i Kanady.

 

W fazie pucharowej także nie brakowało emocji i zaskakujących wyników, po raz pierwszy mieliśmy w niej przedstawicieli wszystkich kontynentów. Po tym jak już odpadli gospodarze i inne kraje islamskie arabscy fani żyli grą Marokańczyków, którzy wyeliminowali Hiszpanię, Portugalię i po raz pierwszy sprawili, że drużyna z Afryki zagrała w półfinale Mistrzostw Świata. To wywoływało liczne zamieszki na ulicach zachodnich miast w Holandii, Belgii, Francji. Sukces Maroka podziwiał cały świat muzułmański. Jest to kraj zwariowany na punkcie piłki nożnej. Dzieciaki, młodzież, starsi grają w piłkę na każdym kroku, orliki są zapełnione nawet nocą, takich obrazków już nie widzimy w naszym kraju, musielibyśmy się cofnąć w czasie o kilkadziesiąt lat. Znakomite wyszkolenie techniczne, mentalność, pasja i setki tysięcy ludzi na ulicach oglądających swoich zawodników. Cały świat arabski był zjednoczony, grający również wspólnie dla Palestyny. Drużyna Maroka reprezentowała również ich oraz całą Afrykę. Drugą reprezentacją, która wywoływała globalne emocje była oczywiście Argentyna i to co się działo po finale musiało przyćmić nawet ten fanatyzm arabski. Argentynie nie kibicował tylko świat latynoski, Argentyna uwielbiana jest w Azji, przede wszystkim w Bangladeszu, gdzie mecze tej kadry są traktowane jak własnego kraju. Tysiące ludzi na ulicach, wywieszane flagi, dziennikarze w TV w koszulkach albicelestes… Wyglądało to szokująco. Świętowanie przez Argentyńczyków okazało się epokowe. Ostatni raz drużyna z Ameryki Południowej wygrała w 2002 roku, była to Brazylia. Na triumf Argentyny fani musieli czekać 36 lat. Finał spowodował rekordy oglądalności. We Francji było to historyczne 29 mln w kulminacyjnym momencie. Jednak wciąż jest to 29 mln na 67 mln ludności… w Argentynie końcówkę meczu oglądało ponad 40 mln na… 45 mln ludności. Tego co działo się na ulicach po końcowym gwizdku nie da się opisać słowami.

 

Przyjazd złotych medalistów spowodował wyjście na ulice Buenos Aires 4-5 mln ludzi. W pewnym momencie parada musiała zostać przerwana ze względu na skaczących z mostu fanów, jeden z nich zginął. Wiele mówiło się o tym, że w Ameryce Łacińskiej futbol to religia, szczególnie w Argentynie, ale dopiero wydarzenia ostatniego tygodnia unaoczniły światu jak wygląda to w praktyce. Tłum świętujący długimi godzinami, place wypełnione po brzegi, oblegane drzewa, słupy sygnalizacji świetlnej. Ludzie sprzedający swoje samochody, biorący kredyt, aby móc polecieć na finał do Kataru. Łzy, radość, euforia. Doping na trybunach także był taki jakiego dawno nie pamiętamy. Chociaż było drogo, na części meczów nie zapełniły się przez to trybuny, to okazało się, że finał był dla fanatyków, a nie VIPów.

 

W 2018 roku MŚ w Rosji osiągnęły globalną oglądalność powyżej 3,5 miliarda widzów. Była ona większa od letnich Igrzysk Olimpijskich w Tokyo (3 mld), gdzie przecież odbywają się zawody we wszystkich najważniejszych dyscyplinach sportowych. Sam finał zgromadził 1,1 mld widzów. Według szacunków Mundial w Katarze miał te wyniki przebić (do 5 mld). Rekordy w USA, Indiach, Japonii, Korei, także części Europy potwierdzały, że tak jest, chociaż nie ma jeszcze dokładnych globalnych danych. Oglądalność finału Mundialu w beIN Sports w 24 krajach z obszaru MENA – Afryki Płn i Bliskiego Wschodu wyniosła 242,8 mln widzów co stanowi 68% dorosłej populacji. Najwięcej w Katarze 93%, Maroku 91%, Libanie 89%, Algierii 79%, Egipcie 72%. Do tego na kanale Youtube ok. 25 mln łącznie, a w szczytowym momencie 4,4 mln. Średnia oglądalność wszystkich meczów wzrosła względem MŚ w Rosji o 135%. Półfinał z udziałem drużyny Maroko oglądało 186,1 mln widzów, w tym 99% w Maroku, 82% Katarze, 78% Algierii, 75% Tunezji, 67% Libanie, 63% Arabii Saudyjskiej. Średnia oglądalność każdego meczu wyniosła 80,6 mln. To są liczby zawrotne w porównaniu z danymi europejskimi. Nieco inaczej było w Niemczech, gdzie ultrasi zaangażowali się w bojkot, a dodatkowo kadra szybko pożegnała się z turniejem. Epicki pojedynek Francji z Argentyną już wielu ekspertów okrzyknęło najlepszym finałem w historii. Lepszego zakończenia nie można było sobie wymarzyć. Po takim widowisku futbol mógł tylko zyskać zwolenników.

 

Nie można zapomnieć o bohaterach meczu o 3 miejsce. Chorwaci ponownie zawstydzili większość Europy, a Maroko stało się czarnym koniem turnieju. W obu krajach oczywiście także zapanowała wielka feta.

 

Polacy osiągnęli największy sukces od 36 lat, a mimo to radości wielkiej nie było. Nie było powitań na lotnisku, piłkarze przemknęli gdzieś bokiem. Za dużo było dyskusji o wydarzeniach pozaboiskowych a styl gry pozostawiał wiele do życzenia. Naród jednak kocha piłkę i Mistrzostwa Świata. Świadczy o tym fakt, że mecz finałowy miał niewiele mniejszą oglądalność niż te reprezentacji – 11 mln (Polska – Argentyna 14 mln). To niemal dwa razy więcej niż gdy o złoto walczyła kadra siatkarska, a sześć razy, gdy o medal ME walczyli koszykarze. Futbol uwielbiany jest nawet wtedy, gdy już nie ma w nim Polaków.

 

Jak ten futbolowy wir przekłada się na naszą małą ojczyznę? Przecież jego fundamentem są setki tysięcy klubów, miliony zawodników i ich kibiców. Przecież to szkolne boiska, szara ligowa rzeczywistość buduje popularność, która potem przekłada się na globalną widownię. W Tarnowie właśnie obcina się nakłady na sport, chociaż były one i tak bardzo niskie. Przykładowo w Nowym Sączu Sandecja mogła liczyć na 2 mln dofinansowanie, a w Tarnowie III-ligowy zespół w kolejnym roku może nic nie otrzymać. Były w tym roku momenty dobre, były też momenty kryzysu. Wiosną mogliśmy z satysfakcją obserwować grę Jaskółek, jesienią obraz był już znacznie gorszy. W pocie czoła walczymy o utrzymanie w III lidze. Na meczach dopingowaliśmy, jeździliśmy na wyjazdy, przygotowywaliśmy oprawy (było ich w tym roku siedem). Pod tym względem można uznać, że stanęliśmy na wysokości zadania. Wciąż jednak daleko do najlepszych lat w dziejach Unii Tarnów. Jednym z niewielu pozytywnych akcentów w naszym mieście jest w końcu rozpoczęta budowa nowego stadionu. Będzie on nowoczesny, typowo piłkarski, choć niewielki to jednak przenoszący nasz klub w wyższy wymiar funkcjonowania. Powstaje trójkondygnacyjna trybuna z zapleczem dla zawodników, mediów, VIP z ponad 1100 krzesłami dla widzów i zadaszeniem. Jest także projekt drugiego etapu budowy, przystosowującego obiekt po Igrzyskach Europejskich do wymogów I ligi piłkarskiej. Mamy nadzieję, że jak najszybciej Unia Tarnów będzie mogła na nim rozgrywać mecze. To bardzo ważny aspekt, w kontekście tegorocznych problemów z grą w Jaskółczym Gnieździe. Wciąż potencjał piłki nożnej w Tarnowie nie jest wykorzystywany, a liczba uprawiających ten sport nie przekłada się na zainteresowanie nim władz Miasta. Oby był to impuls do zmiany tego stanu rzeczy. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.

Jeszcze na zakończenie wielkie emocje z Argentyny z polskim reportażem 😉

Tak awans z grupy w środku nocy fetowali fani w Australii

Zobacz także